poniedziałek, 30 maja 2016

Pierwsze zetknięcie z Boguszewską

Witam wszystkich czytelników ponownie! Niedawno (wstyd się przyznać), pierwszy raz w ręku miałam książkę Heleny Boguszewskiej, która skłoniła mnie do wielu refleksji. Wydaje mi się, że śmierć jest motywem obecnym we wszystkich dziedzinach sztuki. Cały szereg współczesnych twórców, nawiązując do tradycji, personifikowało ją. Pojęcie śmierci rozgrywa się na wielu etapach. Podstawowym jest rozrachunek życia, którego dokonała główna bohaterka powieści Heleny Boguszewskiej pt. „Całe życie Sabiny”. Doskonale ukształtowana opowieść o życiu kobiety podejmującej wysiłek zrekonstruowania swojego bytowania na zasadzie retrospekcji ukazuje popularny w prozie polskiej nurt psychologiczny. Potstaram się przedstawić książkę poprzez jej ukształtowanie kompozycyjne, które mnie zainteresowało. 
Sabinę poznajemy w gabinecie lekarskim, kiedy dowiaduje się o wydanym już wyroku śmierci. Jest stosunkowo młodą kobietą z dużym bagażem doświadczeń, która ostatnie dni spędza w domu siostry, leżąc w łóżku i wspominając swoje nieudane życie. Punkt kulminacyjny, który wyraźnie rozpoczyna rozrachunek kobiety to podarunek w formie sukni na bal szkolny siostrzenicy. Wtedy właśnie po raz pierwszy Sabina wspomina wspólne wyjście z siostrą w Towarzystwie Rolniczym.

„Sabina zamyśla się i oczy jej, zwrócone w głąb, przestają jakby być widzące, aż Helenie robi się nieswojo… -Zmęczona jesteś Sabinko? Może lepiej, żebyśmy przeszły do jadalnego z tym mierzeniem…
Ale Sabina wyciąga do niej rękę: -Pamiętasz, jakie suknie miałyśmy, jakeśmy to były razem na balu w Towarzystwie Rolniczym? Ja byłam w białej, a ty miałaś jakąś podobną do tej…”

Retrospekcje Sabiny nie układają się chronologicznie, przypomina swe życie po przez nawiązywanie do wielu tematów, a każdy z nich jest odrębnym rozdziałem książki Boguszewskiej. Bohaterka przechodzi przez swoje życie myśląc, zgodnie z tytułami kolejnych partii, mianowicie: o sukniach, o mieszkaniach, o służących, o książkach, o porankach. Wspomina własny żywot ukazując następstwa zdarzeń rozwijających się w czasie, a przy tym ukazuje swoją indywidualność w określonym miejscu fabuły.

„Podróż na jaśku skończona. Zupełnie jak cudowna podróż na gęsiorze Marcinie Selmy Lagerloff, tym bardziej że i Sabina była wtedy chyba nie większa niż ten Nils (nie rozczulaj się na sobą Sabina, każdy jest mały, póki nie okaże się nagle, że jest duży)!!!
– Tak, ale w tej różowej sukni to ja naprawdę byłam jeszcze mała, a działo się ze mną tak, jakbym była duża – upiera się rozrzewniona sobą Sabina na łóżku – przecież teraz widzę to doskonale, teraz, kiedy jestem już ponad wszelką wątpliwość „duża“.

Kompozycja, czyli ogół treści utworu, która tworzy dzieło literackie tj. „Całe życie Sabiny“ bazuje na pozostawieniu czytelnikowi pola do interpetacji. W związku z brakiem chronologii opowiadań Sabiny następuje tutaj zerwanie z klasyczną zasadą jedności, czasu, miejsca i akcji, co jest ogromnym atutem powieści. Autorka, posługując się kompozycją otwartą pobudza wyobraźnię, namawia do interpretacji, do stawiania pytań i budowania tez, dzięki czemu nie tylko udowadnia indywidulany kunszt pisarski, ale przede wszystkim tworzy interesującą fabułę.
Stylizacja powieści na pamiętnik była bardzo atrakcyjną metodą w dwudziestoleciu międzywojennym. Monolog wewnętrzny kobiety został wyraźnie wchłonięty przez narrację, jednak te dwa punkty widzenia są od siebie zależne i idealnie komponują się we wspólnej formie stylistycznej. Tutaj także opowieści Sabiny są typowym zabiegiem dokonywanym w opowiadaniach relacjonujących, które charakteryzują się dużym dystansem czasowym. Boguszewska doskonale ukazuje to po przez samoocenę bohaterki, która po kolei przekazuje swoje stanowisko na temat każdego odbicia lustrznanego. Osądza sukcesywnie „każdą siebie“, swoje życiowe role i zachowania, zastanawia się, jakim była dzieckiem, jaką córką, jaką przyjaciółką, kochanką, żoną, matką. Centrum orientacji czytelnika nie skupia się na innych bohaterach, znajdujemy je w postaci Sabiny. Monolog wewnętrzny kobiety nie jest wypowiedziany „na głos“, są to jedynie przemyślenia, utrwalone w słowach narratora. Sabina dążyła do uporządkowania myśli i przeżyć.

„Sabina patrzy na Tomasza: -aha, więc nie dość jest wyrosnąć z męczenia się, trzeba być jeszcze dorosłą za lekkomyślnego Jana, który sam nie wie, jaki jest, i za poważnego Tomasza, któremu jest najwygodniej być takim jakim właśnie jest...“ 

Chciała wiernie odtworzyć pogmatwane toki świadomości, dlatego podzieliła swoje życie na rozdziały- każdy posiadał szczególny element, czy to suknia, czy książka.

„Gdzieś w dole roi się od Sabin różnymi drogami chodzacych w różnych sukniach: ta w popielatym kostiumie z fiołkami wygląda, jakby zdobywała świat, a ta w wiecznej czarnej wlecze się przez most jak stara i nikt na nią nie patrzy... ta trzydziestoletnia uważa, że jest za stara na jasną suknię z krótkimi rękawami, a ta czterdziestoletnia w beżowej sukni, rozbawiona, sądzi, że nic dla niej jest za młode...“

Przyswajając treść książki Boguszewskiej ciężko odróżnić tzw. „verbum dicendi“, ponieważ owe słowa mieszają się z tym, co mówi Sabina. Bohaterka podzieliła swoje życie na dwie płaszczyzny- przeszłą i teraźniejszą. „Przeszła Sabina“ po prostu żyła, a „teraźniejsza Sabina“ ocenia tę pierwszą. Zabieg ten jest przygnębiający, bo obie panie bardzo się różnią, jednak jednocześnie ukazuje świetność artyzmu Buguszewskiej. Autorka przedstawiła kobietę niedotkniętą szczególnymi tragediami życiowymi, ale zarówno taką, która czuła, jakby była tragedią, której nic w życiu nie wyszło, nie odnalazła się w żadnej życiowej roli, nie spełniła żadnego marzenia. Po prostu była, a teraz przyszło jej umrzeć na siostrzanej kanapie.

„Ale kiedy już tak się leży, to o jedno można być spokojną, że już nikt nic nie powie. I w tej gorzkiej pociesze, jak w morzu toną wszystkie tamte niemiane rzeczy... No, dobrze! Jest jeszcze inna pociecha: patrzeć z góry na tamte wszystkie Sabiny i widzieć, nie otwierając zmęczonych oczu, jak wszystkie Sabiny ze wszystkich dróg zlewają się w jedną, schodzącą po czerwonych chodniku z drugiego piętra doktora Rozencwajga, w granatowej sukni z metalowymi guzikami, z białym kołnierzykiem, ze skórzanym paskiem...“

Boguszewska oddała wielki artyzm w opisach ówczesnej rzeczywistości. „Całe życie Sabiny“ nie zawiera pytań odnośnie egzystencji, ale wyszukane odpowiedzi, czym jest sens egzystowania. Tło, którym są realia obyczajowe i kultorowe pokazują, jak przejawiała się samotność człowieka, a przede wszystkim samotność kobiety w okresie międzywojennym.

“Sabina rozmyśla, jak to kiedyś, kiedy była mała i wycinała lalki, spytaną ją gdzie są mężowie tych powykręcanych pań, a ona powiedziała bez wahania, że mężowie ciągle wychodzą z domu... No i właśnie ma teraz:  mąż wychodzi z domu, a ona z dzieckiem.“

Autorka po przez opis poszczególnych ról społeczenych (Sabina dokonuje autooceny) dociera do istoty kobiecości i w ten sposób kreuje postać kobiety niespełnionej życiowo. Wpływa na to wiele czynników rodzinno- osobistych, surowa matka, lekkomyślny mąż, entuzjastyczny, nieświadomy kochanek.

„Ten list do Jana w ale nie jest „w interesie“... A z synem też nigdy nie będzie żadnej przyjaźni, i nie nie będzie „razem“, bo przecież to są dwa światy, których się nigdy nie da pogodzić, a Sabina jest sama i zostanie sama.“
„Całe życie Sabiny“ to książka, która jednocześnie urzeka swą prostotą i kunsztownością wyrażoną w technice. Bohaterka jest ciężko chora, świadoma nieuchronności śmierci, rozliczając swoje dytychczasowe życie, ukazuje piękną prawdę, mianowicie „życie to ciągłe zmiany“: zmieniła się moda, tytyły książek, imiona mężczyzn ważnych w jej życiu, miejsca zamieszkania, praca, a nawet sposób spędzania wolnego czasu, jednak tak naprawdę nic nie dało jej szczęścia, a wręcz przeciwnie, wieczne ucieczki stały się okropnym bólem braku poczucia tożsamości z kimkolwiek: brak Jana, brak  Tomasza, niezrozumienie syna. Cała różnorodność, jakiej doświadczyła nie ochroniła jej przez tym, co ostateczne- śmiercią.


„Ale umarła dopiero w piątek nad ranem, właśnie kiedy stróż otwierał bramę ostatnim spóźnionym lokatorom. I kiedy była sama.“


Gorąco polecam! B.

poniedziałek, 23 maja 2016

Stereotypowa "baba za kierownicą"

Kolejny wpis jest zainspirowany (jak bardzo!) rzeczywistością, moim własnym "okiem widziany". Mam na myśli uproszczone przeświadczenia (tak częste w XXI wieku), a nawet posunę się dalej: banalne konstrukcje myślowe tworzone przez ludzi, których nie stać na zbyt wiele tj. stereotypyPłeć piękna za kierownicą jest obiektem drwin i niewygodnych żartów. Oczywiście żartów ze strony mężczyzn. Niestety schemat myślenia, którego domeną jest wyrażenie „baba za kierownicą”, funkcjonuje w świadomości społecznej od lat i nie da się go zmienić. Może jednak warto być w tej kwestii odrobinę elastycznym?         

Osobiście jestem kierowcą z krótkim stażem- krótkim, bo tylko trzyletnim- jednakże często zasiadam za kierownicą, a egzamin na prawo jazdy zdałam bezbłędnie za pierwszym razem. Nawet ten fakt, który jest jednocześnie argumentem na papierze (!) potwierdzającym prawidłową jazdę, nie przemawia do tzw. płci brzydszej. Paradoks polega na tym, że najszczęśliwsze słowo tamtego dnia, a w zasadzie dwa słowa- „wynik pozytywny”- zapieczętował swoim nazwiskiem Pan Egzaminator, mężczyzna, z tego, co pamiętam, przystojny i opanowany. To właśnie dzięki niemu dołączyłam w maju zeszłego roku do grona kierowców i systematycznie poruszam się na czterech kołach po drodze. 

Co w tym złego, że prowadzę samochód? Przecież jestem człowiekiem, zwykłym człowiekiem, któremu mobilność ułatwia życie (pomijając fakt, że w tych czasach jest ona czymś nieodłącznym). Owszem, kiedyś kobieta, jako tzw. „kura domowa” zostawała w domu, gotowała obiad mężowi i wychowywała gromadkę dzieci, a ów mąż, jak przystało na głowę rodziny, mógł zasiąść za kółkiem. Nie, żebym była zagorzałą feministką, ale moi drodzy, kiedy to było? Otóż Panowie, tak, jestem kobietą i z czystym sumieniem stwierdzam, że jestem dobrym kierowcą. Na pewno lepszym od wielu z Was.    

Domeną mężczyzn jest agresja, zajeżdżanie drogi, niewyobrażalne prędkości. Generalizuję? Może tak, może nie. Po prostu, im więcej kobiet na drodze, tym większa kultura jazdy. Zarzuca się nam brak koncentracji, nieumiejętne ruszanie na światłach, poprawianie makijażu, rozmowy przez telefony komórkowe. Nie da się jednak ukryć, że w rywalizacji sprawców wypadków przeważają mężczyźni, dla których brawurowa jazda jest chlebem powszednim. W tej kwestii to nawet nie jesteśmy konkurentkami.Rozumiem, że zdarzają się skrajne przypadki, kiedy ktoś powinien pomyśleć o ewentualnym zakupie biletu miesięcznego obowiązującego w pociągach, autobusach, metrach, tramwajach. No chyba, że dba o kondycję, to rower jest świetnym środkiem transportu. Ale nie o tym. Nie bronię wszystkich kobiet, po prostu nie popieram stereotypowego myślenia na temat jazdy samochodem przez płeć piękną. Przecież sam słownik mówi, że stereotyp jest „zwykle oparty na częściowo fałszywych sądach.” Kluczowe tutaj wydaje się słowo: częściowo. Kobiety z reguły nie potrafią parkować, a jeśli już to robią, to w miejscu zabronionym. Wiele z nich nie ma orientacji w terenie, wiele utrudnia ruch drogowy innym kierowcom. Baby z reguły są niezdecydowane. Ale właśnie ja należę do tych kierowców! Jestem zarówno kierowcą, któremu przeszkadza rozkojarzenie za kierownicą, ale też kierowcą, którego denerwuje samochód jadący pół drogi 10 cm od mojego, bo przecież „toczę się tylko 80km/h”. Aż ma się ochotę lekko nacisnąć środkowy pedał. To słowo w owej sytuacji może nabrać dwa znaczenia, ale jak na kobietę przystało, wulgarnością, a przede wszystkim głupotą, nie grzeszę.       

Co ja będę tłumaczyć. Żeby była jasność, mam świadomość, że moje przemyślenia nie wniosą elastyczności w tym okrutnie uproszczonym schemacie myślenia. Radziłabym wybrać się niedowiarkom do Tunezji, tam to dopiero są „niedzielni kierowcy”! Zaparkowanie samochodu na rondzie nikogo nie dziwi, ale czego ja wymagam? Zaskoczenia? To jest zupełnie normalne wyjście z sytuacji braku miejsca parkingowego.Tak, jak faceci mogą sobie mówić, że samochód nie jest ich najprawdziwszą miłością, tak kobietom życzę powodzenia w przekonywaniu innych, że są dobrymi kierowcami. A niektóre z nas naprawdę są! Udowadniamy to codziennie na ulicach. Zapraszam do wspólnego użytkowania dróg i postuluję o wzajemny szacunek


B. 



O.. i piękne znalezisko: 





poniedziałek, 16 maja 2016

Poznajmy się

Cześć! Jestem białowłosą studentką filologii polskiej (stąd ambitny pseudonim), ale to nie główny punkt zaczepienia w decyzji założenia bloga. W wyborze studiów kierowałam się specjalizacją (tj. publicystyczno- dziennikarska), a było tak, bo tylko odkąd pamiętam, mówiłam wszystkim, że kiedyś na pewno usłyszą mnie w radio (dziennikarstwo radiowe jest marzeniem, które mam w planach kiedyś zrealizować). Blog zakładam, by pójść za ciosem, by kształcić pióro (tj. klawiaturę- XXI wiek), by dzielić się przemyśleniami, doświadczeniami i zdobytą wiedzą. Przede wszystkim jednak spróbuję pokazać, jak połączyć studia, pracę, rodzinę, przyjaciół, partnera.. czyli żyć i nie zwariować (a nawet czerpać przyjemność!)! 
Podsumowując: blog będzie o wszystkim i o niczym. 
Zapraszam wszystkich zaciekawionych do czynnego czytania. 
Pozdrawiam, Biała